Obsesja piękna.

0 | dodaj
Na fali zachodniego feminizmu wypłynęło kilka pobocznych idei, które mocno zakorzeniły się w popkulturze. Jedną z nich jest przekonanie, że obecne kanony piękna są represyjne, patriarchalne i niesprawiedliwe. Feministki próbują sztucznie zmienić gusta mężczyzn poprzez wmawianie im, że powinno im się podobać coś innego niż im się faktycznie podoba. Zgadzam się, że media często prezentują nierealny wizerunek kobiety, jednak we wszystkim należy szukać złotego środka, zamiast sięgać po kolejne ekstremum.

Niektórym z nas dane było urodzić się z symetryczną, piękną twarzą oraz idealnymi proporcjami ciała, podczas inni muszą włożyć trochę pracy w to, by wyglądać atrakcyjnie, a jeszcze inni nigdy nie będą zachwycać urodą. Niektórzy twierdzą, że to media ponoszą winę za panującą obsesję piękna. Z całą pewnością media mają w tej materii swoje za uszami, ale należy zauważyć, że media (podobnie jak przemysł kosmetyczny, odzieżowy czy spożywczy) bazują i zarabiają na naturalnych ludzkich instynktach. Media kreują potrzeby, ale nie czynią tego w próżni. Ludzie naturalnie pragną tego, co zdrowe, młode i piękne. Tak działa nasza biologia i tak zostaliśmy uformowani przez ewolucję. Kobiety pragną być szczupłe, zgrabne i piękne, by podobać się mężczyznom, a mężczyźni pragną być silni, umięśnieni i przystojni, by podobać się kobietom. Jakkolwiek feministki nie próbowałyby tego zmienić, przeciętna kobieta będzie chciała nakładać makijaż, stroić się i być modna.



 W dzisiejszych czasach każdy musi być  uważany za pięknego i mówić o swojej urodzie. Jednak uroda jest naturalnym lub nabytym  przymiotem. Tak samo jak nie wszyscy ludzie  mogą być mądrzy, zabawni albo nie wszyscy  mogą zostać naukowcami, tak nie wszyscy będą  obiektywnie piękni. Za to każda kobieta może  być najpiękniejsza dla swojej rodziny. I to powinno być największą wartością. Feministki próbują wmówić światu, że kanony kobiecego  piękna to jedynie wymysły patriarchatu. Próbują przekonać nas, że mężczyznom nie podobają się pewne kobiety dlatego, że są zgrabne, uśmiechnięte i mają ładne twarze, ale dlatego, że ktoś im wmówił, że mają im się podobać. Myśleliście, że mężczyźni lubią szerokie biodra i wąską talię u kobiet, bo ma to podłoże ewolucyjne i po prostu atrakcyjnie i seksownie wygląda? O nie, to wszystko efekt opresji i patriarchalnego ładu. Na fali tych twierdzeń płyną powiedzenia jak "prawdziwe kobiety mają krągłości" albo "facet nie pies - na kości nie poleci". Niestety, nie odnosi się to do mężczyzn. Jeśli mężczyzna nie wygląda jak Ryan Gosling, to po prostu jest brzydki i tyle w tej sprawie.

Ruch Fat Proud ma swoje guru, które przekonują młode kobiety, że bycie chorobliwie otyłą jest sposobem na życie. Przykładem może być Tess Holliday, która sprzedaje otyłym dziewczynom produkt, jakim jest ona sama. Produkt ten to dumna ze swojej wagi, zdrowa, szczęśliwa, sławna i bogata kobieta o pięknej twarzy, która nie boi się odezwać i wie, czego chce w życiu. Jak jest naprawdę? Ciężko wierzyć w to, że Tess, która według oficjalnych informacji waży 120 kg, ale zdaniem lekarzy ponad 150, jest zupełnie zdrowa i sprawna fizycznie. Jest to wręcz niemożliwe. Tess jednak ma to szczęście, że w razie problemów zdrowotnych, będzie ją stać na leczenie w najlepszych i najdroższych klinikach. Ma też to szczęście, że urodziła się z ładną twarzą i trafiła w odpowiedni moment na globalnym rynku modowym. Fanki Tess wpatrzone w jej bajkowe życie na Instagramie, nabierają mylnego przekonania, że tak właśnie wygląda bycie "fat and proud". Ktoś może powiedzieć, że przecież Tess jest szczęśliwa i co komu do tego. Może i jest szczęśliwa, może nie jest, ale dopóki promuje szkodliwy styl życia i zarabia na tym, to ludzie będą ją oceniać i będą o niej mówić. Otyłość nie jest powodem do dumy. Nie jest też powodem, by wyśmiewać się z kogokolwiek. Otyłość jest chorobą, która pociąga za sobą wiele kolejnych chorób i innych następstw. Jeśli chcemy dobrze dla młodych kobiet, powinniśmy zachęcać je do ćwiczeń i prowadzenia zdrowego trybu życia. Jest różnica pomiędzy akceptacją własnego ciała i miłością do siebie, a fetyszyzowaniem i promowaniem otyłości, która zabija.

Piękno jest pojęciem subiektywnym, ale istnieją pewne biologiczne uwarunkowania oraz kulturowe kanony, które określają cechy pożądane i niepożądane przez płeć przeciwną. Jednak kanony te nie są tak oczywiste, jakby się wydawało. Są one mocno rozmyte i często stanowią tylko ideę. Otyłe kobiety często przywołują przykład twórczości Rubensa jako dowód na to, że kanony piękna są zmienne i w niektórych czasach otyłość była pożądana. Warto jednak zwrócić uwagę na to, że Rubens był konkretnym twórcą o konkretnym guście, który nie musiał być zgodny z szeroko przyjętymi kryteriami. Największym symbolem francuskiego baroku był przecież Ludwik XIV, u którego dworskie kobiety były bardzo smukłe, co dodatkowo podkreślały ciasnymi gorsetami. W dzisiejszych czasach można odnieść wrażenie, że ideałem kobiety będzie pani o wielkich, napompowanych chirurgicznie wargach, jednak doskonale wiemy, jakie to ma przełożenie na rzeczywistość i gusta mężczyzn, którzy w rzeczywistości naśmiewają się z kobiet przypominających karpie. Powracając do tematu, to prawda, że kobiety mające więcej ciała (ale nie chorobliwie otyłe) uchodzą za pożądane w niektórych społecznościach, jednak ma to głównie wymiar pragmatyczny, ponieważ taka kobieta kojarzy się z sytością i dostatkiem. Nieprzypadkowo takie zjawisko zaobserwowano głównie w bardzo biednych częściach świata.



Nowa Miss Helsinek (na zdjęciu) posiada zdecydowanie "nieoczywistą" urodę. Lewica uważa, że ludzie kwestionują wygląd kobiety, ponieważ jest czarna. Zdaje się jednak, że jej kolor skóry i pochodzenie imigranckie miało znaczenie, ale dla samego jury. Pojawiają się podejrzenia, że wybrano taką a nie inną miss, aby przyklasnąć forsowanej poprawności politycznej. Jestem pewna, że gdyby została wybrana czarnoskóra piękność na miarę Halle Berry czy Jourdan Dunn, to nikt by się słowem nie zająknął. Rzecz nie w tym, że kobieta jest czarnoskóra, ale w tym, że jest zwyczajnie nieatrakcyjna oraz bardzo słabo wypadła na tle pozostałych kandydatek. Być może ma wspaniałą osobowość, ale ten konkurs nie był od oceniania osobowości. Sama idea konkursu piękności jest od lat bojkotowana przez feministki. Moim zdaniem jednak wyjątkowo piękne kobiety powinny mieć swój konkurs, na którym mogą się wykazać. Idąc tokiem rozumowania, że ich uroda je uprzedmiotawia albo dyskryminuje inne kobiety, należałoby zakazać wszelakich konkursów, bo niezbyt inteligentna kobieta może uznać, że konkurs szachowy ją dyskryminuje, a niezbyt wysportowana, że igrzyska olimpijskie to robią. Inteligencja czy predyspozycje do sportu, podobnie jak uroda, są cechami, na które nie zawsze mamy wpływ.

Jestem za tym, by każda kobieta czuła się piękna dla siebie i swoich bliskich, ale nie jestem za tym, by forsowano ideały piękna, która nie istnieją. Ten relatywizm we wszystkich kwestiach nie działa dobrze. Nie chcę, aby przybywało otyłych kobiet, które cierpią zdrowotnie i psychicznie z powodu swojego wyglądu. Z przykrością obserwuję, jak feminizm powoli wysysa z kobiet wszystko, co w nich najwspanialsze. Ta uniformizacja wyglądu, maskulinizacja i próba zniszczenia wszystkiego, co kobiece, wychodzi bokiem samym feministkom. Nie da się wmówić społeczeństwu, że od dzisiaj ładna ma być ogolona na łyso, otyła feministka tak, aby miało to moc sprawczą. Może ktoś z grzeczności pokiwa głową, może ktoś nawet uzna, że taka kobieta jest całkiem atrakcyjna, niemniej nie da się całemu społeczeństwu zaszczepić takich zmian inaczej niż przemocą. I oby nigdy do takiej próby nie doszło.

O tym, jak lewica próbuje umniejszać kobiety.

1 | dodaj
Wydawałoby się, że lewicowi i liberalni dziennikarze będą ostatnimi osobami, które śmiałyby zaatakować kobietę z racji jej płci, wyglądu czy osobistych przekonań. Niestety, okazuje się, że jest zupełnie inaczej. Wystarczy, by dana kobieta nie zgadzała się ślepo ze wszystkimi poglądami lewej strony sceny politycznej, żeby wszystkie zasady przestały obowiązywać. Nagle można nazywać kobietę utrzymanką, idiotką, "panną nikt". Nagle cała sztucznie pompowana "solidarność jajników" staje się nieistotna. Jeśli kobieta nie jest zdeklarowaną feministką, popierającą w każdym punkcie postulaty feministycznej prasy, to przestaje zasługiwać na szacunek czy specjalną ochronę z racji płci. W dzisiejszym poście przedstawię sylwetki kilku kobiet, które często w przestrzeni publicznej funkcjonują w sposób, który jest dla nich umniejszający i niezgody z prawdą. Niektóre z nich są politykami lub działaczkami społecznymi, inne znalazły się na pierwszych stronach gazet przypadkowo, jednak wszystkie łączy to, że atakowane są głównie przez prasę rzekomo przychylną kobietom.



Melania Trump to oczywiście żona republikańskiego prezydenta Stanów Zjednoczonych, Donalda Trumpa. Tej kobiecie naprawdę mocno dostało się od lewicowych mediów, a feministki wręcz ją znienawidziły. Próbowano zrobić z niej idiotkę, która bez męża nic nie znaczy i jedyne, co potrafi, to pokazać trochę ciała na sesji zdjęciowej. To oczywiście nieprawda. Melania Trump biegle włada pięcioma językami, co niewątpliwie przyda jej się w pełnieniu funkcji pierwszej damy. Była dobrą uczennicą; interesowała się fotografią i sztuką. Pani Trump rozpoczęła nawet studia w zakresie projektowania na największym i najstarszym uniwersytecie w Słowenii, których jednak nie ukończyła ze względu na rozwijającą się karierę w modelingu. W kwestii kariery warto wspomnieć o tym, że Melania Trump nie była jakąś pierwszą lepszą modelką, która niczego nie osiągnęła, ale kobietą, która współpracowała z najlepszymi fotografami mody na świecie oraz trafiła na okładki najbardziej cenionych pism modowych (w tym Vogue'a i  Harsper's Bazaar). Nietrudno zgadnąć, że przed poznaniem Donalda Trumpa, Melania nie narzekała na brak pieniędzy czy kontraktów, więc sama zapracowała sobie na swój sukces.



Agata Duda w kampanii prezydenckiej okazała się być właściwą osobą na właściwym miejscu. Polacy polubili elegancką i sympatyczną pierwszą damę. Agata Duda pochodzi z inteligenckiej rodziny. Pierwsza dama ukończyła filologię germańską na Uniwersytecie Jagiellońskim. Po studiach przez kilka lat pracowała w prywatnej firmie, później zaś uczyła niemieckiego w najbardziej prestiżowym liceum w Krakowie. Uczniowie bardzo dobrze ją wspominali; podobno była nauczycielką surową, ale sprawiedliwą i lubianą. Największą pasją i powołaniem Agaty Dudy jest właśnie edukacja, dlatego pierwsza dama chętnie odwiedza szkoły i rozmawia z uczniami.

Media liberalne mają jej do zarzucenia głównie to, że wypowiada się wtedy, kiedy chce, nie kiedy jest do tego zmuszana. Należy pamiętać, że Agata Duda nie jest politykiem, nie prosiła się o bycie na świeczniku i jeśli nie chce poruszać jakiegoś tematu publicznie, to jest to wyłącznie jej sprawa. Pierwsza dama ma prawo nie czuć się w danym temacie ekspertem lub po prostu nie chcieć ujawniać swoich poglądów.



Magdalena Ogórek to kolejna na liście kobieta, która sama zapracowała na swój sukces. Pani Ogórek jest z wykształcenia historykiem, doktorem nauk humanistycznych. Zajmuje się działalnością naukową oraz popularyzowaniem sztuki. W 2011 roku wystartowała w kampanii prezydenckiej, co było początkiem jej rozpoznawalności medialnej jako polityka. Obecnie prowadzi w telewizji publicznej swój program "W tyle wizji".

To kolejny przykład kobiety, która teoretycznie powinna być wzorem dla feministek, a w praktyce stała się ich najgorszym wrogiem. Temu, jak bardzo feministki próbowały zniszczyć Magdalenę Ogórek, poświęciłam kiedyś osobną notkę.



Miriam Shaded jest pół Polką, pół Syryjką. Studiowała na Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie. Shaded jest przedsiębiorcą oraz początkującym politykiem. Znana jest głównie z działalności społecznej -  od 2014 roku prowadzi fundację Estera, która ma na celu pomoc prześladowanym chrześcijanom na terenie Syrii. Na początku odbiór tej postaci w liberalnych mediach był ogólnie dobry, jednak gdy tylko Miriam Shaded zaczęła wypowiadać się negatywnie o islamie i islamskich terrorystach, rozpoczęła się nagonka na nią. Kiedy kandydowała do europarlamentu z list partii KORWiN, została zaproszona do programu Babilon, gdzie musiała zmierzyć się z pytaniami kilku uczestniczek programu, mając niedziałający odsłuch. Pytano ją o prywatne wypowiedzi Janusza Korwin-Mikkego, zamiast o to, czym Shaded się zajmuje i na opowiadanie o czym była przygotowana.


Przykładów takich kobiet jest znacznie więcej. Jest to bardzo niepokojący proceder, który zdecydowanie zniechęca kobiety do polityki. Może zamiast wprowadzać parytety i walczyć z wiatrakami, warto zwyczajnie zachęcić kobiety do kariery politycznej poprzez traktowanie ich z szacunkiem i docenianie ich sukcesów? Jak kobiety mają nie czuć się w polityce jak paprotki, kiedy nawet feministki je tak traktują?

Celebryci męczennicy.

1 | dodaj
Ostatnimi czasy coraz większą aktywność medialną zanotowują celebryci popierający szeroko pojętą lewicę. Coraz częstszym trendem jest próba zrobienia z siebie męczennika i ugrania paru minut sławy na wypowiedziach politycznych. Przy czym celebryci pragną jednocześnie agresywnie wkraczać w sferę polityczną, jak i zachować status quo w mediach. Idealnie wpasowuje się w to mądre powiedzenie "kto sieje wiatr, ten zbiera burzę". Choć może nie burzę, a parę kropelek zimnej wody na twarz. 

Pamiętam, jak raz wracałam wieczorem tramwajem po manifestacji, z przypiętym znaczkiem KOD. I siedział tam facet, czułam, że mnie rozpoznał. I on jakimiś dźwiękami, onomatopejami zwierzęcymi, próbował dać mi do zrozumienia, że mu śmierdzę. Poczułam się jak - przepraszam za porównanie - żydowskie dziecko w tramwaju w czasie okupacji. Dziecko, które jest wystraszone i wie, że nie powinno w tym tramwaju być

Aktorka Magdalena Cielecka czuje się "jak żydowskie dziecko w czasie okupacji", ponieważ jakiś mężczyzna krzywo spojrzał na jej plakietkę KOD-u. Nie odezwał się, nic się nie stało, ale pomruczał i krzywo spojrzał. Odczytuję tę wypowiedź jako okropną zniewagę wobec żydowskich dzieci, które przeżyły wojnę i okupację. Pani Cieleckiej nie groziło nawet w małym procencie porównywalne niebezpieczeństwo. Pani Cielecka za moment wróciła do swojego apartamentu, wypiła latte z ekspresu i rozsiadła się spokojnie w swoich luksusach. Nie była męczennicą, chociaż chciała. Była tylko kolejną celebrytką pozbawioną wyczucia.

Kiedy wysiadałam, on powiedział tylko "gorszy sort", więc lajtowo. Ale czułam, że chce mi coś zrobić, tylko jeszcze nie bardzo wie co.

Akurat słów "gorszy sort" używają do określenia siebie ludzie z KOD-u osobiście. Można powiedzieć, że jakoś to weszło w język potoczny, czego oczywiście nie uważam tego za właściwe. Możliwe, że ten człowiek był niekulturalnym bucem, ale wymyślanie histroryjek o tym, co mogłoby się stać, mimo że nic się nie stało, ponieważ pani "czuła", wydaje się działaniem na wyrost. Próba zainscenizowania jakoby działacze KOD-u byli ofiarami nagonki ze strony PiS-u tym bardziej nietrafiona. Dobrze pamiętam, jakie słowa były wykrzykiwane w kierunku osób, które chodziły na miesięcznice smoleńskie. Pamiętam również, ile niecenzuralnych słów posypało się pod Wawelem, kiedy Jarosław Kaczyński próbował odwiedzić grób brata. Mimo że celebryci bardzo chcą, nie są w tej kwestii ofiarami. Przypomina mi to sytuację, kiedy reporter Gazety Wyborczej pomalował się na czarno (tak, moi drodzy, naprawdę ktoś pomalował się na czarno i udawał czarnego dla gazety) i poszedł na Marsz Narodowców. Niestety, nikt go nie zaatakował, a biedaczysko zapewne liczyło na histeryczny materiał o rasizmie narodowców, toteż pan napisał, że może i nikt go nie zaatakował ani nic złego mu nie powiedział, ale on CZUŁ złe emocje w powietrzu. Osobiście dziwię się, że nikt na niego krzywo nie patrzył, bo jednak osoba ewidentnie wymalowana na czarno (bardzo słaba charakteryzacja) wygląda nieco niemądrze. 


"Wypierdalaj", piszą, wyzywają, szkalują, niezasłużenie i bezkarnie. Nienawidzą - tak czuję, niestety, jest mi teraz często źle tu i smutno. Nie wiedziałam, że ludzie potrafią tak nienawidzić. Koło mnie przechodzi ktoś i po prostu pluje na mój samochód, bo widzi, że ja z tego samochodu wysiadam. Ja oskarżam tę władzę o to, że ktoś pluje na mój samochód. Dotąd nikt nigdy nie napluł na mój samochód z nienawiści. Oskarżam o to nasze władze. Bo powiedzieli, że im wolno, co więcej, podjudzili ich.
- Krystyna Janda 

Szkoda, że pani Janda nie doczyta już komentarzy, które umieszczają jej zwolennicy pod artykułami dotyczącymi tej wypowiedzi. Tam hojnie sypią się określenia takie jak "bydło" czy "śmiecie" pod adresem polityków PiS-u oraz zwykłych ludzi, którzy tę partię popierają. Tyle że to już pani Jandzie nie przeszkadza, to nie jest dla niej sygnałem, że coś jest nie w porządku. Kilometrowe wynurzenia o tym, że trzeba "strzelać do pisiorów" są ok.

Warto zrozumieć, że ludzie nie są źli, bo popierają PiS. Są źli, ponieważ mają taką naturę. Celebryci żyją w świecie wyobrażeń o swoim męczeństwie, bo ktoś na nich krzywo spojrzał. Jeśli aktorka zaczyna uaktywniać się jako działaczka polityczna, to tak będzie traktowana - z całym dobrodziejstwem inwentarza. Jeżeli ktoś opluje tej aktorce samochód, to zrobi to zwykły prostaczek i nie należy doszukiwać się w tym odbicia wielkiej polityki. Andrzejowi Dudzie zapewne wielu takich prostaczków chętnie naplułoby na samochód. Groźniejsze w mojej opinii są takie słowa, jak te, które umieściła w sierpniu zeszłego roku na swoim koncie twitterowym rzeczniczka KOD-u, pani Beata Kolis. Przypomnę: "Żeby tak piorun strzelił w te wszystkie Brudzińsko-Waszczykowskie Błaszczaki". Życzenie komuś śmierci jest chyba znacznie gorsze od krzywego spojrzenia?

W 2010 roku poseł PiS-u, Marek Rosiak, zmarł w wyniku postrzelenia przez byłego członka PO. W tamtym okresie w mediach panowała duża nagonka na PiS, szerokim echem odbijała się również sprawa Smoleńska. Dlaczego pani Janda nie domaga się, by Donald Tusk wziął na siebie winę za tę tragedię? Trzeba być konsekwentnym. Warto wspomnieć także o incydentach w trakcie niedawnej manifestacji KOD-u pod sejmem, kiedy posłowie PiS-u byli lżeni, popychani, rzucano w nich butelkam i trąbiono im w uszy. Czy pani Janda będzie ubiegała się o bezpośrednią odpowiedzialność naczelników KOD-u za tych ludzi? Czy ma zamiar wezwać pana Kijowskiego do przeprosin? Na tym polegają podwójne standardy; Jarosław Kaczyński ma odpowiadać osobiście i bić się w pierś za jakichś przypadkowych ludzi, ale już KOD nie ma zamiaru brać odpowiedzialności za tych, którzy przyszli na ich manifestację. Jestem w stanie zrozumieć, że pani Jandzie chodzi o pewną narrację, ideę, która wisi w powietrzu, ale obwinianie tylko jednej ze stron, przy pełnej aprobacie tych samych działań u drugiej, jest hipokryzją.

Created by Agata for WioskaSzablonów. Technologia blogger.